prof. Krystyna Leszczyńska
Krystyna Mazurówna urodziła się 20 stycznia 1939 r. we Lwowie jako młodsza córka Bronisławy (z domu Wysokiej) i Stanisława Mazurów. Jej ojciec był wybitnym matematykiem i jednym ze współtwórców lwowskiej szkoły matematycznej, którego dorobek na trwale zapisał się w historii światowej matematyki. Pełnił mandat posła: Sejmu Ustawodawczego (1947-1952) oraz Sejmu PRL I kadencji (1952-1956) z ramienia PZPR z okręgu Lublin. Po II wojnie światowej był profesorem Uniwersytetu Łódzkiego (1946-1948), a następnie Uniwersytetu Warszawskiego (od 1948 r.), dyrektorem Instytutu Matematycznego Uniwersytetu Warszawskiego (1964-1969), pracował także w Instytucie Matematycznym Polskiej Akademii Nauk (od 1969 r.). Natomiast matka była chemiczką. Z racji tego, że przerwała studia chemiczne w Wilnie kilka miesięcy przed uzyskaniem dyplomu, po to żeby przenieść się do przyszłego męża do Lwowa, po latach postanowiła naukę dokończyć w Warszawie. Po zdaniu końcowego egzaminu podjęła pracę w Instytucie Chemii Przemysłowej. Wprawdzie tabliczka z napisem „Bronisława Wysocka-Mazurowa, magister inżynier chemii przemysłowej”, bardzo krótko widniała na drzwiach w jej miejscu pracy, ponieważ rok później przeszła na emeryturę, ale wyrażała przekonanie, że było warto. Krystyna, dumna ze swojej mamy, z rozbrajającą szczerością przyznaje się do oślego uporu i z przekonaniem twierdzi, że wszystko w życiu jest sprawą decyzji i motywacji.
Prywatnie jest matką kompozytora Kaspera Toeplitza (urodzonego ze związku z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem) oraz gitarzysty jazzowego Balthazara Bluteau i pianistki klasycznej Ernestine Bluteau (urodzonych w małżeństwie z Jean Pierre Bluteau). W życiu prywatnym postawiła sobie za cel mieć trzech synów i nazwać ich imionami Trzech Króli. Kacper i Baltazar urodzili się zgodnie z założonym planem. Jednak zamiast Melchiora na świecie pojawiła się Ernestyna, której imię nadała pod wpływem lektury książki Tadeusza Boya-Żeleńskiego „Słówka” gdzie „… była dziewczynka A zwała się Ernestynka”.
Przygodę z tańcem zaczęła będąc malutką dziewczynką, w wieku zaledwie trzech lat. Podczas przedstawienia w Teatrze Małych Form we Lwowie miała za zadanie spać na kolanach rodziców. Występ artystów zaciekawił ją jednak na tyle, że o drzemce nie mogło być mowy. „Tamten cały spektakl pamiętam z najdrobniejszymi szczegółami. Piosenki, teksty satyryczne, taniec. Tańczyły dwie siostry, Zosia i Bogusia Michna. Wszystkie ich układy taneczne – menuet z zegarem, scena z bałwankiem śniegowym i inne – mogę powtórzyć
jeszcze dziś! Po powrocie do domu trzema krzyżykami, z krwawiącego paluszka naciętego żyletką z temperówki, podpisała przygotowane przez siostrę Barbarę (o siedem lat starszą) zobowiązanie, że zostaną tancerkami. Słowa danego sobie dziewczynki dotrzymały. Obie Mazurówne efekty wykonywanych z wielkim zapałem ćwiczeń prezentowały głównie przed rodzicami wówczas jeszcze nie dostrzegającymi tanecznego talentu córek. Pierwszą osobą, która podobno zauważyła ponadprzeciętne zdolności Krystyny, była dozorczyni kamienicy we Lwowie gdzie zamieszkiwała rodzina Mazurów. Jednak gdy stróżka zakomunikowała ojcu dziewczynki, że „ona musi zostać baletnicą” w odpowiedzi usłyszała, iż mała przejawia zdolności matematyczne. „Sądził, że mam talent matematyczny i podążę jego śladem. Nie mam, jestem dobra tylko w rachunkach.” – oznajmiła na łamach „Gazety Wyborczej” w 2012 r. Baletem zachwyciła się jako kilkulatka podczas występu Barbary Bittnerównej, jednej z najważniejszych postaci w historii polskiego baletu, na który do łódzkiego teatru zabrała ją matka. Barbara i Krystyna Mazurówne, po przeprowadzce rodziny do Warszawy, zostały zapisane do Szkoły baletowej Zygmunta Dąbrowskiego i Teresy Dobrowolskiej, przy ulicy Ogrodowej 29. Ojciec początkowo nie chciał wyrazić zgody na dodatkową edukację córek, ale strajk głodowy Krystyny, wymusił na nim zmianę decyzji. Podczas pierwszych zajęć T. Dobrowolska nie chciała uwierzyć, że to pierwsza lekcja w życiu Krysi. Natomiast Z. Dąbrowski po kilku tygodniach zaproponował, aby zaczęła uczęszczać na kursy dla dorosłych, a nie jak dotychczas dla dzieci. Wprawdzie podczas przedstawienia na koniec roku wystąpiła z dziećmi w bajce „Rzepka”, ale był to pierwszy taniec podczas popisu, który zorganizowano w prawdziwym teatrze. Była przekonana, że przyszłej tancerce nauka jest zupełnie niepotrzebna i w listopadzie przestała uczęszczać do szkoły powszechnej. Rodzice dowiedzieli się o absencji córki dopiero pod koniec roku, gdy ojciec poprosił Krysię o pokazanie cenzurki. Wówczas skruszona obiecała, że będzie najlepszą uczennicą. Nie tylko dotrzymała złożonej obietnicy, ale po kilku latach nadrobiła błąd z przeszłości opanowując program dwóch klas szkolnych w ciągu jednego roku. W tym czasie szkoła baletowa została upaństwowiona. Początkowo placówka mieściła się w lewym skrzydle Teatru Wielkiego, a od 1956 r., w nowej oddzielnej siedzibie, obok Teatru Wielkiego. Było to ukochane miejsce
Krysi, której „tam wszystko szło cudownie”, ponieważ taniec intensywnie pasjonował, a ulubione koleżanki (m.in. Zuzanna Cembrowska przyszła Miss Polonia i tancerka Operetki Warszawskiej) chętnie sekundowały w realizacji różnych śmiałych pomysłów. Na wysoką pozycję i popularność w grupie rówieśniczej wskazywał systematyczny wybór na gospodynię klasy. Kosztem wielu wyrzeczeń udało jej się pogodzić równoległą naukę w dwóch szkołach. Na egzaminie dyplomowym i świadectwie maturalnym uzyskała bardzo dobre oceny z wyjątkiem rysunków, z których poszło „trochę gorzej” i „śpiewu” co „najsłabiej wypadł.” „Stałam się kujonem, nawet na maturze miałam same piątki. Chociaż nie, nieprawda! Z rysunków i śpiewu były czwórki (naciągane).”
Bezpośrednio po ukończeniu Państwowej Średniej Szkoły Baletowej, czyli w 1957 r. została zaangażowana do baletu Państwowej Opery w Warszawie, co niewątpliwie było dużym wyróżnieniem. Od początku jednak – co sama chętnie podkreśla – odstawała od reszty. Na pytanie, o rolę jaką chciałaby zatańczyć w przedstawieniu Romeo i Julia zdumionemu choreografowi odpowiedziała, że ulicznika. Natomiast gdy w Jeziorze Łabędzim tańczyła w korowodzie 32 łabędzi miała trudności, żeby poruszać się i wyglądać identycznie jak pozostałych 31 ptaków. Gdy dowiedziała się o wytypowaniu jej do roli Odylii, córki Rotbarta (czarnego łabędzia), ale pod warunkiem wstąpienia do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), stwierdziła, iż nie czuje się dostatecznie dojrzała. W 1959 r. wzięła udział w I Ogólnopolskim Konkursie Tańca Klasycznego w Warszawie i w kategorii solistów otrzymała trzecią nagrodę (pierwszej nagrody nie przyznano), a następnie wyjechała z grupą baletową na zagraniczne występy do Monte Carlo i Paryża. Z dużym trudem znosiła skostniałe ramy Opery, ponieważ klasyczny balet ją nudził. Postanowiła więc złożyć wymówienie i zaangażować się do objazdowego Polskiego Zespołu Tańca pod dyrekcją Eugeniusza Paplińskiego, w którym tańczyła w duecie z Witoldem Grucą, wcześniej partnerze scenicznym znanej i uznanej Barbary Bittnerównej. Kiedy formacja zaczęła odnosić sukcesy zapadła decyzja o jej rozwiązaniu i wcieleniu do Opery. Krystyna ponownie znalazła się w niebyt lubianej przez siebie placówce, której monotonię przerywały wyjazdy zagraniczne do Związku Radzieckiego (Leningrad, Moskwa, Soczi, repubuliki: Litwy, Łotwy, Estonii), Finlandii (Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w Helsinkach) i NRD (Berlin)
oraz liczne występy w Telewizji Polskiej. W 1961 r. została laureatką trzeciej nagrody w kategorii solistów II Ogólnopolskiego Konkursu Tańca Scenicznego w Warszawie. Po prezentacji rumby w choreografii W. Grucy postanowiła, że będzie tańczyć we własnych układach scenicznych. „Od tej pory zaczęłam także zajmować się choreografią. Początkowo robiłam układy tylko do własnych tańców, stopniowo rozszerzałam choreografię na innych, zaczęłam też robić ruch sceniczny dla aktorów. Dostawałam coraz więcej propozycji, jeździłam po całym kraju i pracowałam, pracowałam… (…) Jak już byłam tych choreografem od lat, w Paryżu przygotowałam pełny spektakl baletowy w teatrze Élysées Montrmartre.” Pracowała dla wybitnych reżyserów m.in. Andrzeja Wajdy i Erwina Axera, występowała na szeroko rozumianej estradzie poczynając od Sali Kongresowej w Warszawie, a kończąc na salkach w różnych nawet bardzo odległych zakątkach kraju. Często pojawiała się w telewizji, gdyż balet był wówczas sztuką dla mas, bez której nie mógł być wyemitowany żaden program rozrywkowy. Stopień aktywności twórczej Krystyny Mazurównej zawierał się w sloganie „nie ma programu bez Mazurówny” Ministerstwo Kultury i Sztuki dwukrotnie przyznało jej trzytygodniowe stypendia artystyczne na warsztaty z tańca współczesnego, a następnie podstaw i zasad tańca jazzowego pod kierunkiem profesora Géne’a Robinsona. Wtedy ponownie złożyła wymówienie w Operze. W drugiej połowie lat 60. XX w. dostała propozycję występu na Międzynarodowym Festiwalu Jazzowym w Pradze. Wówczas jej partner sceniczny W. Gruca, któremu powierzono tworzenie choreografii na scenie operowej, doradził aby nie rezygnowała z zagranicznego występu tylko znalazła zastępstwo. Wybrała Gerarda Wilka, absolwenta tej samej szkoły baletowej, którą ukończyła przed laty. W 1967 r., zainspirowana tańcem jazzowym, założyła zespół „Fantom” (tańczący do muzyki Krzysztofa Komedy, Andrzeja Kurylewicza, Andrzeja Trzaskowskiego), z którym wystąpiła także na wyżej wspomnianym Międzynarodowym Festiwalu Jazzowym w Pradze. Popis duetu K. Mazurówna i G. Wilk oraz kilkorga młodych tancerzy został przyjęty entuzjastycznie i zaowocował podpisaniem 17 zagranicznych kontraktów m.in. na: tournée po Belgii (w tym Comblain-La-Tour Jazz Festival), występ we włoskiej telewizji i do USA (Newport Jazz Festival), a następnie na miesięczne występy w paryskiej Olympii. Gdy członkowie Zespołu uzyskali paszporty i bilety lotnicze nastąpiła nieoczekiwana „zmiana
decyzji”. Na nic się zdały protesty! Dyrektor paryskiej Olympii został poinformowany, że K. Mazurówna złamała nogę i musi odwołać występy, co było nieprawdą. Pierwszy w historii polskiego baletu – balet oparty na muzyce jazzowej niewątpliwie okazał się zbyt nowoczesny dla ówczesnych władz, ponieważ używał do swoich tańców muzyki kapitalistów, a nie tańców ludowych, których wykonywanie zasugerował Włodzimierz Sokorski – „budowniczy Polski Ludowej”, przewodniczący Komitetu ds. Radia i Telewizji (1956-1972). Ponadto choreografie opracowywane przez Mazurówną uznano za nazbyt przeintelektualizowane. W opinii decydentów członkowie Zespołu byli zbyt młodzi na samodzielne występy za granicą. „Fantom” dostał więc trzyletni zakaz opuszczania kraju i miał tańczyć nie tylko dla wybranych, ale także dla szerokich mas społeczeństwa, czyli przed chłopami podczas żniw i na dożynkach oraz robotnikami w halach fabrycznych. Wciąż rosnąca popularność formacji pod kierownictwem K. Mazurównej budziła również ostracyzm w środowisku baletowym, które nie kryło wręcz oburzenia faktem, że młodzi tancerze zarabiają dwa, trzy razy tyle co pierwsza primabalerina. Podczas rozmowy (na wezwanie!) w Ministerstwa Kultury i Sztuki zasugerowano tancerce ułatwienie wyjazdu na stypendium do Londynu lub Nowego Jorku, ale odmówiła. „Miałam pasję twórczą, a i moja pozycja w kraju była uprzywilejowana. Duże oryginalne mieszkanie, autko na podwórku, kupa forsy, no i najważniejsze – swoboda twórcza, możność kreowania, a w dodatku współpraca z wybitnymi artystami. Czego więcej miałabym szukać za granicą?” – zastanawiała się artystka.
Tancerze również przedkładali występy w telewizji i okolicznościowych imprezach nad nudną pracę w Teatrze Wielkim, z której de facto zrezygnowali. Dopiero gdy otrzymali natychmiastowe powołanie do odbycia służby wojskowej K. Mazurówna zdecydowała się wyjechać na stałe z kraju. „Postawiono mi ultimatum: jeśli opuszczę Polskę, zostaną zwolnieni z woja, jeśli mam, jeśli mam zamiar nadal się upierać – służba wojskowa właściwie uniemożliwi im dalsze uprawianie zawodu, więc będę ich miała ich na swoim sumieniu. Gerard z ogoloną głową, w mundurze i z dwoma towarzyszącymi mu wojskowymi <<opiekunami>>, był jeszcze zwalniany na próby i spektakle, na które wcześniej podpisaliśmy kontrakty. Jego smutne spojrzenie wystarczyło, bym podjęła decyzję. Dobrze zgadzam się, opuszczę kraj z dzieckiem za rączkę wyjadę w nieznane, by zacząć życie od początku.” Był rok 1968.
Bilet w jedną stronę okazał się najtańszy do Paryża! W związku z tym, że zawód tancerka ma w nogach, to znajomość języka nie jest niezbędna! „Tancerka… Szukać pracy, Polka…” – mówiła wówczas trzydziestoletnia Krystyna do pań w okienkach kas teatrów, gdy jeszcze nie wiedziała, że szukając pracy należy wchodzić wejściem dla artystów, a nie wejściem dla publiczności i zgłaszać się na castingi. Po kilku miesiącach bezowocnych poszukiwań została zaangażowana do występów największym kabarecie „Bataclan” w Genewie. Jednak niefortunna wypowiedź jej rodzonej siostry Barbary pod adresem właścicielki – milionerki polskiego pochodzenia, skutkowała natychmiastową utratą pracy i powrotem do Paryża. Zdobywała krótkoterminowe kontrakty i konsekwentnie poszukiwała stałego zatrudnienia. Zdesperowana zgłosiła się do najlepszego ówczesnego choreografa i znakomitego tancerza, który przygotowywał przedstawienie z legendarnym Tinem Rossim. Victor Upshaw zaangażował ją w spektaklu w teatrze Mogador, w prywatnym klubie Aristotelesa Onasisa w Atenach, w filmie w reżyserii Claude’a Leloucha „Łobuz” (1970) oraz jako pierwszą solistkę w rewii wystawianej w paryskim kinie Gaumont Palce. Podczas warsztatów tanecznych w Jugosławii (Rowinju), w których uczestniczyła jako profesor tańca jazzowego, spotkała Konrada Drzewieckiego. Gdy polski choreograf zaproponował jej udział w głównej roli filmu telewizyjnego przyjechała do Poznania. Aby zarobić na utrzymanie swoje i syna Kacpra podejmowała się również zdecydowanie mniej prestiżowych zajęć. Podczas występów jako go-go gril w paryskim klubie „Le Roi Lire” poznała swojego francuskiego męża Jean’a Pierre’a i zarazem przyszłego ojca dwojga ich wspólnych dzieci Balthazara i Ernestine – o czym była już mowa. Zatańczyła 13 przedstawień w rewii Joséphine à Bobino 1975 z Josephine Baker w roli głównej. „Sześć miesięcy w Paryżu, sześć miesięcy w Londynie, potem tyleż w nowojorskim Carnegie Hall. Z prawem przedłużenia, oczywiście. Telewizje i film płatny oddzielnie, dodatkowo.” – zakładały podpisane kontrakty. Niestety, zmarła Josephine Baker, to po premierze wyznaczonej na 13 przedstawienie, która wprawdzie miała być uroczystym, ale kolejnym występem. Zamiast triumfów światowych K. Mazurówna dostała „wytworne” zaproszenie na pogrzeb. Przez kolejnych sześć lat (codziennie, a w niedzielę dwa razy) tańczyła jako solistka w wielkiej rewii i zarazem ostatniej w Casino de Paris. Założyła zespół taneczny „Ballet Mazurówna”,
z którym występowała po całej Francji: w klubach, hotelach, na sylwestrach. Gdy po występie w Berlinie znana niemiecka aktorka, Hanna Shygulla gratulując Krystynie Mazurównej stwierdziła, że „jeszcze świetnie tańczy” podjęła błyskawiczną decyzję o zakończeniu kariery artystycznej. Po rozwiązaniu formacji „Ballet Mazurówna” w ciągu czterech lat wykonywała szereg prac dorywczych, czyli łącznie 17 różnych zajęć m.in. kelnerki, szatniarki, sprzedawczyni w sklepie z winami, bileterki w kinie, a także prowadziła bar dla artystów, kierowała ekipą remontową. W latach 90. została felietonistką w nowojorskim tygodniku „Kurier Plus”, do którego niemal 15 lat pisywała cotygodniowe felietony; publikowała także w czasopismach m.in. „Kobieta” „Sukces”, „Pani”, „Twój Styl”, „Uroda”. Była choreografką w programie „You Can Dance – Po prostu tańcz” Występowała również jako jurorka w telewizji Polsat, w programie „Got to Dance Tylko Taniec” Jest członkiem Kapituły Paryskiej przy wyborach Wybitnego Polaka. Opublikowała również kilka książek m.in: „Burzliwe życie tancerki” (2010), „Moje noce z mężczyznami”, „Ach, ci faceci” (2016), „Nasi za granicą” (2018).
Bo „żyć trzeba z pasją” nieustająco powtarza wierna sobie Krystyna Mazurówna.